Tysiące osób straciły pracę w zeszłym roku z powodu zamknięcia hoteli. Osoby pracujące w hotelach wiedzą dokładnie, że tak właśnie jest – pracują w czasie sezonu letniego (kwiecień – październik) a potem są wysyłani na zasiłek dla bezrobotnych. Oczywiście po tym jak już wykorzystają swój urlop wypoczynkowy. W praktyce więc prawo do zasiłku uzyskują na początku roku a pierwsze pieniądze dostają po około trzech miesiącach od zarejestrowania.
Wszyscy to wiedzą, być może większość wie. Wiedzą także ile dostaną – około 60% średniego wynagrodzenia z hotelu. W praktyce jeżeli ktoś zarabiał 1000€ może spodziewać się comiesięcznego wpływu w wysokości około 600€.
Osoby, które co roku trafiają na „przestojowe” są już przygotowane psychicznie i finansowo. Przez cały sezon trwa odkładanie pieniędzy tak aby można było „wyżyć” przez te trzy „chude” miesiące – w końcu w kwietniu hotel otworzy się ponownie…
Ale nie w tym roku.
Kolejne miasta informują, że większość hoteli pozostanie zamknięta. Osoby, którym przed „lockdown” udało się przepracować chociażby jeden dzień są w komfortowej sytuacji – dostają 60% zarobków, ale osoby które nie wróciły do pracy a ich miejsce pracy wciąż jest zamknięte dostaną zasiłek w wysokości 360€ miesięcznie. Zasiłek będzie obowiązywał jedynie do końca sierpnia…
A co dalej? Ministerstwo Pracy twierdzi, że wystarczy aby hotele podpisały umowy z pracownikami i zatrudniły ich ponownie aby pracownicy, pomimo zamknięcia hoteli, dostali taki sam zasiłek jak wcześniej i to do końca października – potem osoby nabędą prawa do normalnego zasiłku dla bezrobotnych. Jedyną różnicą będzie jednak to, że hotelarze z wciąż zamkniętych miejsc sami będą musieli wypłacać pensje 20% zatrudnionych osób. Tylko czy właściciele hoteli będą chcieli to zrobić?
Jak udało nam się ustalić związki zawodowe i stowarzyszenia hotelarzy rozmawiają z ministerstwem pracy. Zdaniem, chcącego pozostać anonimowym menagera personalnego jednego z hoteli, opublikowane przepisy są tak niejasne i wzajemnie ze sobą sprzeczne, że tak naprawdę nie wiadomo jak pracodawcy mają postępować. Okazuje się bowiem, że to pracodawcy mają wypłacać pensje zatrudnionym (w jednym miejscu napisano, że 100% a w innym 60%) a następnie czekać na zwrot 60% z budżetu państwa. W innym miejscu napisano, że to pracodawca wypłaci 40% a resztę dopłaci ministerstwo pracy bezpośrednio na konto pracownika.
Jedno jest pewne – rząd musi wyjść z całej sytuacji z twarzą. Większości osób, którym zamknięto miejsca pracy w listopadzie czy grudniu zeszłego roku, lada chwila kończy się zasiłek a życie za 360€ miesięcznie jest niemożliwe. A jak sami doskonale wiecie jest wiele rodzin gdzie wszyscy ich członkowie pracują w hotelach…