Republika Cypryjska w tej strefie basenu Morza Śródziemnego jawi się dla wielu jako spokojna przystań, raj i ucieczka od zagrożeń, biedy czy działań wojennych. Już w trakcie kryzysu uchodźców (który trwa nadal) na wyspę przypłynęły setki jeśli nie tysiące osób, które nielegalnie próbowały albo dostać się na południe, albo przez północ zostać tam odesłanym. A stamtąd droga do Europy jest praktycznie otwarta. Teraz zaś możemy się spodziewać kolejnej fali, tym razem z Libanu.
Liban obecnie jest w ciężkiej sytuacji gospodarczej. W przeciągu ostatnich kilku miesięcy waluta straciła ok. 80% wartości, niestabilne rządy nie potrafią zapanować nad chaosem, do tego jeszcze uchodźcy z Syrii i Palestyny, którzy de facto zalali ten i tak już niezbyt bogaty kraj, a na domiar wszystkiego ostatnia eksplozja w bejruckim porcie. Nic więc dziwnego, że masa osób decyduje się na ucieczkę z kraju.
Niestety jednak większość przeciętnych Libańczyków nie stać na legalną możliwość wyjazdu. Jak już było wspomniane waluta jest warta obecnie tyle, że nie długo będzie mogła służyć wymiennie jako pieniądze do „Monopoly”, do tego jeszcze problemy z zatrudnieniem. Po wybuchu pandemii 50% mieszkańców kraju deklaruje, że albo pracę straciło, albo pensje zostały drastycznie obcięte. Dochodzi więc do desperackich prób ucieczki. Wiele osób sprzedaje cały dorobek życia, by wkupić się na bilet do raju. Poupychani w łodziach bardziej przypominających spróchniałe kłody wysyłani są przez lokalnych watażków na Cypr. Czysty zysk dla organizacji przestępczych, a niekiedy też co zostało udowodnione przez nieprzychylnych rządowi Libanu dziennikarzy, prominentnych urzędników.
Washington Post opublikował jakiś czas temu historię Mohammeda Sufiana, który to podjął próbę ucieczki z Libanu. Jak sam mówił, nie chciał wiele. Tyle by mógł mieć pracę i zapewnić lepsze życie dla swojego 2,5 letniego syna. Cypr był dość standardowym wyborem. Po pierwsze blisko, bo przecież wiele pokoleń Libańczyków legalnie emigrowało na wyspę, zmęczeni biedą i konfliktami. Teraz jednak mówi się o największym exodusie obywateli w historii kraju – i to w warunkach, które trudno sobie wyobrazić. Sufianowi oraz 46 innym pasażerom feralnej łodzi zabrano wszystko, łącznie z jedzenie. Powód? Ciężar. Łódź nigdy na wyspę nie dotarła. Syn Mohammeda zmarł z powodu braku jedzenia i wody. Zdruzgotany ojciec po trzech dniach, zgodnie z ich tradycją, „oddał go morzu” nie wierząc w szanse na przeżycie. Jednak szczęście pozwoliło, że ci, którzy przeżyli i byli już w ciężkim stanie zostali zatrzymani przez siły pokojowe ONZ w Libanie, UNIFIL.
Tych historii jest więcej, ale wszystkie mają jeden wspólny mianownik – chęć desperackiej ucieczki za wszelką cenę.
Rządy Cypru i Libanu podjęły współpracę mającą na celu przerwanie tej nielegalnej imigracji. Rządowi Libanu oczywiście nie na rękę jest ucieczka obywateli, zwłaszcza gdy kraj trzeba ponownie odbudować. Cypr zaś, zresztą szczerze powiedziawszy słusznie, jest lekko zrażony do uchodźców tych terenów, i powoli przebąkuje coś o programach deportacji. Z pewnością będzie on jeszcze bardziej stanowczy w swojej opinii, gdy przez pandemię koronawirusa gospodarce mocno się oberwało. W czasach ciężkich niestety, ale każdy radzi sobie sam.
Możemy więc się spodziewać, że w najbliższym czasie próby przybycia na wyspę będą się zwiększać, a straż wybrzeża będzie musiała podwoić środki na zatrzymywanie łodzi. Ośrodki dla uchodźców i tak już pękają w szwach, a zmęczony eskalacją przemocy pośród imigrantów rząd w Nikozji będzie starał się tych ludzi albo nie wpuszczać, albo z miejsca deportować. Najbliższy czas pokaże, czy Cypr jest na to przygotowany.