Po niepowodzeniach w rozmowach w sprawie zjednoczenia strona północna szacuje że w najbliższych miesiącach znacznie wzrośnie liczba podań w sprawie odszkodowań za utracone z powodu okupacji w roku 1974 nieruchomości i ziemie. Była nadzieja że część z wysiedleńców wyrazi chęć powrotu ale teraz szanse te znacznie się zmniejszyły.
Można się było tego spodziewać. Można było się też spodziewać że mało kto wróci do swoich lepianek sprzed 40 lat.
Wartość nieruchomości i ziemi zostaje teraz przeliczana na stawki umowne, i nie da się ukryć że odszkodowania są symboliczne.
Problem pojawia się jednak w podziale odpowiedzialności za szkody,bo Turcja niechętnie współfinansuje odszkodowania, choć przyjemnością i bezczelnością kładzie łapę na wszystkim co cypryjskie. Odpowiedzialności za straty jakoś nie ma ochoty brać. Za złożone do tej pory wnioski naliczona już została kwota sięgająca 2 bilionów funtów.
Jeśli chodzi o nieruchomości Turków cypryjskich na stronie południowej, to też jakoś nikt nie kwapi się do ich zwrotu. Nad „tureckimi osadami” nadzór sprawuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, ale z pokolenia na pokolenie domy zasiedlone po Turkach cypryjskich trafiają w ręce synów, córek i wnuków, a już nawet zaraz i prawnuków.
A że prawo na Cyprze jest cypryjskie, to wysiedlić uchodźców z północy jest ciężko. Przywykli do ulgowego czynszu i przy każdej próbie poprawek w sprawie zasiedlonych własności Turków cypryjskich pada jakieś veto.
Na chwilę obecną wciąż obowiązuje prawo z lat 80. Czynsz roczny za tureckie posiadłości wynosi około 450 euro.