Życie na Cyprze bywa niekiedy stresujące, nie ukrywajmy. Czasem są to poważne rzeczy, jak na przykład wylewanie wody z tamy, przez co sam już się strzęsę na samą myśl o lecie, czasem tak prozaiczne jak brak śmietników, przez co zamiast ładnych alejek mamy ulice pełne petów, śmieci i psich kup. Wszystkich jednak łączy nas jeden ból. Nieważne czy mieszkasz w wielkim mieście, czy w małej wiosce. Nieistotne czy jesteś wielką damą z Limassol, która chodzi tylko do NAJLEPSZYCH KNAJP (wiadomo), czy jakimś wypasaczem osłów z Kritou Terra. Każdego jednocześnie wkurza parkowanie auta.
W „Cyprus Mail” pewna Pani redaktor, narzekała na poziom parkowania mieszkańców tej wyspy. Za przykłady podała, między innymi, parkowanie na lotniskach. No, ale o czym my mówimy, jak taksówkarze mają tam swój prywatny folwark, na którym mogą pić frappe, grać w karty i kultywować swoją filozofię „siga, siga”, czyli mniej lub bardziej jawnie mieć wszystko w d***e. A najbardziej Ciebie, bo przecież skoro nie korzystasz z ich usług, to co się mają przejmować. Niektórzy drżą na samą myśl o jakichś przekrętach, czy mafiach z filmu Coppolli. Jednak największymi drogowymi gangusami są właśnie Ci taksówkarze, którzy niczym śliski wąż wiją się pomiędzy przepisami ruchu drogowego. Przyczepić się nie przyczepisz, bo albo za szybko odjadą, albo nie zrozumieją, albo Cię zwyzywają i zasypią papierami i pozwoleniami, z których większości nie zrozumiesz.



Jednak czemu mamy się martwić lotniskami, gdy nawet tak prozaiczna czynność jak robienie zakupów, urasta do rangi sztuki. Nie zmieszczę się na jednym miejscu do parkowania? Kij tam, wezmę dwa, stanę na środku, przecież tylko na chwilę. O niedojeżdżaniu do końca już nie wspomnę. Sam widziałem, pod marketem, Panią w czarnym SUV-ie, która co prawda stanęła na miejscu, lecz z tak wysuniętym z niego końcem pojazdu, jakby bagażnik sam zapraszał do kolizji. A potem standard. „On nie widział, ja stanęłam po prawnie”, darcie gęby, złorzeczenie i wizyta policji. Nie dziwota, że nie mogą zająć się poważnymi sprawami, gdy są wręcz zalewani lawiną tego typu, mówmy wprost, pierdół, które by się nie wydarzyły, gdyby każdy miał, choć odrobinę drogowej empatii.
Najgorzej jednak gdy natrafisz na takiego delikwenta, który do tego nie poczuwa się do winy. Olać to jeszcze pół biedy. Często sam/sama (bądźmy za równouprawnieniem) rzuci się z wrzaskiem, że jak śmiesz zwracać uwagę i tak stawać, bo przecież on/ona nie może sobie drzwi otworzyć! A to, że sama stanęła tak, że musiałeś się ledwo przecisnąć, nie ma znaczenia. Wtedy masz dwie opcje.
a) kłócić się, ryzykować konfrontacje z jego/jej pasażerami, co nic Ci nie da, ale co się podrzesz to Twoje
b) olać sprawę i odjechać, czyli opcja moja, bo ja w starciu bezpośrednim nie lubię konfliktów. Może moralnie stoję niżej, za to pożyję dłużej i spokojniej.
Marzy mi się kiedyś być jednym z tych, którzy wezmą sprawę w swoje ręce. W niektórych krajach publikują wideo, zdjęcia, bądź naklejają jakieś nalepki. Wtedy jednak zdaję sobie sprawę, że Cypryjczycy tudzież Anglicy do wyrozumiałych nie należą, więc zabawa w dentystę, tudzież klaps w dziąsło byłby tylko kwestią czasu. To co, czaić się i opony przebijać? To zniszczenie mienia. Pozostaje więc tylko złorzeczyć i pisać, bo przecież, dopóki społeczeństwo się nie zmieni, to nic się nie zmieni. A może dzięki temu tekstowi, chociaż jedna osoba zrozumie, że parkowanie to nie jest system „kto szybszy i większy” tylko coś prostszego?
Tego nie wiem. Wiem tylko, że zarówno ja, jak i Wy, jeszcze nie raz utkniecie w szczerym „betonowym” polu z pytaniem, kto tak <tu miejsce na obelgę> parkuje!? Albo ktoś zada to pytanie myśląc o Was.