Kilka dni temu odwiedziliśmy to portowe miasto na północy – wyraźnie widać ślady kryzysu, który pozostawił po sobie koronawirus…
Kirenia (Κερύνεια, Kierinia; Girne)to miasto położone w północnej, okupowanej części Cypru. Jeszcze kilka lat temu tętniło życiem – teraz wyraźnie widać, że potrzebuje remontów i inwestycji.
Turyści już tam dotarli. Słychać niemiecki, turecki i angielski. Rosjan raczej nie widać – być może jeszcze dotrą…
Nie można powiedzieć, że miasto jest ruiną, z cała pewnością można jednak powiedzieć, że potrzebuje inwestycji. Znajdujące się tuż przy porcie kawiarenki i restauracje serwujące jedzenie na drewnianym pomoście świecą pustkami. Deski, z których ułożone jest molo wymagają pilnego remontu. Podest jest dziurawy, uszkodzony…
W porcie także widać, że miejscowym brakuje pieniędzy. Nawet do tej pory dumnie wiszące flagi Turcji i Cypru Północnego są poniszczone, sparciałe. Wiele kutrów rybackich wygląda tak, jakby od dawna nie wypływały w może.
W sklepach nadal można kupić wszystko, choć niektóre towary są dostępne jedynie w pojedynczych sztukach. Problemem na przykład jest zakup kartonu papierosów – pojedyncze paczki można kupić – sprzedawcy mają jedynie po kilka paczek papierosów z każdego rodzaju.
Co ciekawe, na niektórych stacjach benzynowych brakuje paliwa. Teoretycznie są one czynne – jednak zbiorniki są puste.
Kilka lat nie byłem w Kyrenii – z mojego punktu widzenia zmieniła się na gorsze.
Ale nie ma co się dziwić – pandemia i zamknięte granice musiały odbić na tym dotychczas tętniącym życiem miejscu swoje piętno.