Turecka Republika Cypru Północnego od początku pandemii jest państwem, które stanowisko prawdopodobnie dobiera na zasadzie gry w rzutki. Co wyrzuci, to oświadczy. Na początku była mowa, że wirusa nie ma. Potem, że jest, ale to nic nie znaczy. Następnie było zamknięcie wszystkiego. Gdy się trochę uspokoiło otwarcie? A nie, po chwili znowu zamknięcie. A w międzyczasie negocjacje dotyczące szczepionek przypominające „Awanturę o Kasę”:
- Północ: Słucham Państwa!
- Cypr: Cypr Grecki 200!
- Północ: Nie słyszę!
- Cypr: 200!
- Północ: Co?
- Turcja: 300!
- Północ: Sprzedane!
Tak też na północną stronę trafiły 20 tys. szczepionek, które mają zaszczepić pracowników służby zdrowia. Władze na czele z prezydentem Tatarem oznajmiły jasno. Przyjmą szczepionki, ale nie od Greckich Cypryjczyków. Dziwna wybredność w porze pandemii, ale nie oceniam.
Jednak to nie wszystko. Dziś władze Północy ogłosiły godzinę policyjną. Będzie ona trwać do 25 stycznia w godzinach od dziesiątej wieczór, do piątej rano. Trochę dziwnie jak na kraj, który utrzymywał, że sobie „z wirusem radzi”.
Do tego dochodzą jeszcze restrykcje dotyczące edukacji, ale rząd Północy zapewnia. „Pomimo niedoborów szczepionek na świecie, Turcja zapewniła o swoim wsparciu”.
Cóż, czas pokaże, czy to mrzonki (jak to zwykle bywa) czy realna pomoc.
Szkoda, że na tym ucierpi zarówno Cypr, jak i (a raczej zwłaszcza), mieszkańcy Północy.