Paulina postanowiła wybrać się w samym środku panującej pandemii COVID-19 na Cypr Północny. Wszystkie media, także my, wielokrotnie pisaliśmy, że jest to praktycznie nie możliwe. Ona postanowiła jednak to sprawdzić na własnej skórze – a nuż się uda. Swoją przygodę opisała w grupie Północny Cypr po polsku (zezwoliła nam na jej wykorzystanie).
Do Larnaki przyleciała dokładnie 18 sierpnia. Był to dzień, w którym Polska na Cyprze była w grupie B, natomiast w TRNC w grupie A. Stąd też każdy pasażer samolotu musiał mieć aktualny test no i oczywiście Flight Cyprus Pass. W samolocie było może 40 osób. Na miejscu wszyscy zostali poddani jeszcze raz testowaniu na COVID19. Ogólnie cała procedura nie trwała dłużej niż 30 minut.
Na północ postanowiła dotrzeć z jedną z firm transportowych z północy. Granicę przekraczała w Pyle. Jak opowiada – właśnie tego momentu bała się najbardziej, natomiast trwał on może z 2 minuty.
Na przejściu granicznym okazała paszport i wynik testu – było kilku chętnych turystów do wjazdu na północ, co wprowadziło chaos. Kilku strażników przekazywało paszport między sobą, jakaś Pani ze służby zdrowia (?) zerknęła na test (który był tłumaczony na 3 języki) z niezrozumieniem. Oddano paszport – kierowca powiedział, że możemy jechać dalej.
Nikt nigdzie nie spisywał moich danych, nie pytał jak długo, po co i gdzie będę mieszkać, nic.
Stres ogromny, ale jak widać może niekonieczny.
Do Polski wracała 27 sierpnia. Z lotniska Ercan liniami Turkish Airlines o 4:00 rano do Istambułu, stamtąd popołudniowym LOT-em do Warszawy. Nie było lepszego połączenia, bez długiego czasu na przesiadkę.
Dwa dni przed wylotem do Polski zrobiłam test PCR, ponieważ pracownik Turkish Airlines twierdził, że są wymagane, natomiast nigdzie nikt go nie sprawdzał. Jednakże na Północy test kosztuje 200 TL (około 20€), więc dla własnego spokoju warto zrobić.
Podsumowując można dostać się na Cypr Północy, natomiast powrót do Polski przez Turcję zabiera sporo czasu i pieniędzy.