Dlaczego policja wczoraj nie reagowała na bieżąco? Zaczęli reagować gdy już było po wszystkim…
Burmistrz Limassol Nicos Nicolaidis potępił przemoc na tle rasowym, do której doszło w piątkowy wieczór w Limassol, stwierdzając, że narażenie życia i mienia jest całkowicie niedopuszczalne.
Prezydent Nikos Christodoulidis odniósł się do haniebnychobrazów, nawiązując do wydarzeń, które miały miejsce w piątkowy wieczór w Limassol (zobacz tutaj), zaznaczając, że osoby, które okażą się odpowiedzialne, zostaną wezwane do pokrycia kosztów finansowych wyrządzonych przez siebie szkód.
Zapytany, czy jest zadowolony ze sposobu, w jaki Policja zajęła się tą sprawą, Prezydent odpowiedział, że Komendant Główny Policji oraz osoby odpowiedzialne za wczorajszą akcję złożą szczegółowe raporty w tej sprawie.
Tylko, że policja wiedziała już dzień wcześniej, że może dojść do incydentów. Zgromadzenie było legalne, zgłoszone a jeszcze w piątek rano policja twierdziła, że jest przygotowana na każdą ewentualność.
Do Limassol ściągnięto funkcjonariuszy z całego kraju, na miejscu był potrzebny sprzęt łącznie z armatkami wodnymi…
Na miejscu zdarzenia było kilkudziesięciu funkcjonariuszy i uczestników zamieszek, ale w niewłaściwych miejscach. Pomimo zapewnień, że plan działania został wdrożony, policji nie udało się śledzić marszu i powstrzymać protestujących przed skierowaniem się w stronę ataków na migrantów. Nie zadbano o bezpieczeństwo mieszkańców i turystów, gdyż nie przeprowadzono kontroli, co mają przy sobie mężczyźni z kominiarkami na twarzach.
Dlaczego więc nikt nie reagował? Dlaczego policja zaczęła tak naprawdę działać dopiero po 23:00?
Antyimigrancki protest, który odbył się w piątkowy wieczór w Limassol, ujawnił szerzący się ekstremizm, który nie miał żadnych skrupułów, by zniszczyć wszystko w zasięgu wzroku, oraz szokujący brak kontroli policji nad sytuacją.
Ludzie zaczęli uciekać w poszukiwaniu bezpieczeństwa, szukając schronienia w pobliskim hotelu, gdy protestujący również tam zaczęli rozbijać okna. Dzieci były w zasięgu wzroku, gdy przypadkowo rzucano petardy, a to, że nikt nie zginął podczas całego wydarzenia, było po prostu cudem.
Atakowano każdego, kto miał „niewłaściwy” kolor skóry. Azjatka, która widziała, jak jej firma została rozbita na kawałki, siedziała na chodniku, nie mogąc mówić przez szloch, udało jej się jedynie wydusić z siebie: „Mam czworo dzieci”. Protestujący, którzy skandowali, że chcą, aby migranci wyjechali z kraju, wyłamali kasę w jej sklepie i ukradli wszystkie pieniądze.
Funkcjonariuszom nie udało się stłumić protestu – rejon molo stał się miejscem ostrzału, a protestujący przenieśli się na ulicę Anexartisias, Glastonos i stare miasto, pozostawiając po sobie mnóstwo pożarów śmietników wokół głównych arterii miasta.
Ataki na migrantów nie zostały powstrzymane przez policję, a firmy należące do obcokrajowców, takie jak syryjski zakład fryzjerski i lokal gastronomiczny, zostały rozbite na kawałki.
Grupa Syryjczyków, którzy widzieli, jak ich sklep został rozbity na kawałki, zszokowana patrzyła na tę scenę i powiedziała: „było tu pięć radiowozów i nic nie zrobili – wszystko widzieli.”
Niesławna policyjna armata wodna Aiantas stała bezczynnie i ostatecznie służyła jako dekoracyjny dodatek. W niektórych zaułkach unosił się zapach gazu łzawiącego, co wskazywało na bójki w okolicy. W piątkowy wieczór to bandyci kontrolowali okolicę, a nie policja.